Rossieńskie ,,Dziady"
Co słychać na Rossie sierpniową, księżycową nocą. – Jak to nieboszczykowie tamtejsi o swoich sprawach radzą. Jakie to tam bywają ,,sensacje”, zupełnie jak wpośród nas. Rzecz dzieje się na Rossie. Jest mniej więcej połowa sierpnia. Noc księżycowa – nie bardzo ciepła. Duszy nieboszczyków tak i siedzą dokoła po mogiłach, rade, że wyrwały się na świeże powietrze. Niektóre, wrażliwe na chłód, otulają się; inne rozprostowują stężałe nogi i ręce. Idzie ożywiona rozmowa. Nieboszczyk pierwszy: Słyszeliście! Ot, nowina! Głosy zewsząd: Co takiego? Co takiego? Nieboszczyk pierwszy: Mają nas kasować. Nieboszczyk drugi: Jakie ,,kasować”! Skończony idjota. Słyszał, że dzwonią, tylko nie wie w jakim kościele. Nieboszczyka za nic nie skasujesz. Nieboszczyk we fraku: Mów, kochanieńki, głośniej, bo nic nie słychać – tak wiatr dziś huczy. Nieboszczyk drugi: to ksiądz tylko ogłosił w gazetach, żeby ludzie dawali pieniądze na remont cmentarza; niby ci, co mają tu swoich nieboszczyków. Bo i prawda! Niektóre mogiły tak pozapuszczane, że wstyd pod taką leżeć. A mur dookoła cmentarza! A jaka tu gąszcz zrobiła się od zarośli i krzaków! Prawdziwy las… Nieboszczyk pierwszy: po jakiemu on gada! ,,Zrobiła się gąszcz”. Nieboszczyk z pod klęczącego Anioła: Nie przeszkadzajcie! Ciekawe rzeczy. No i co, co dalej? Nieboszczyk drugi: Tak! Ogłosił ksiądz, że mogiły zaniedbane, mające ponad 25 lat, których nikt nie zremontuje albo nie zapłaci aby je odnowiono, będą kasowane. Nieboszczyk pierwszy: A co? Nie mówiłem? Teściowa w czepeczku tiulowym: Niedoczekanie żeby kochany mój zięć choć kwiatuszek mnie kiedy przyniósł! Nieboszczyk drugi: Nie o żaden tu kwiatuszek chodzi, moja pani. Chodzi o jednorazową opłatę od grobu – i to wedle kategorii – a już sam zarząd cmentarza będzie wiedział co zrobić. Były właściciel zakładu pogrzebowego: Nami zarząd bardzo sumiennie opiekuje. Nie ma co powiedzieć. Nieboszczyk pierwszy: Nie odzywaj się Wasan. Zawsze za życia basowałeś zarządowi i księdzu i teraz jeszcze wtykasz swoje trzy grosze. Jakiś głos z daleka: Srebrniki Judaszowe! Nieboszczyk we fraku: Dajcie pokój, panowie! Silentium! Nie kłóć się! A pfe, nieładnie… Nieboszczyk doktór: Jeżeli tu mają być przytyki i nieprzyzwoite aluzje, to ja… to ja… Nieboszczyk felczer: Hi, hi, hi! Doktór – a sam umarł. Doktór na cmentarzu to niezawodnie pierwsza kategoria, co? Ciotka: Moja Kostuśka i mój Franeczek informowali się. Opłaty wyznaczone są wedle miejsca, jakie i gdzie kto zajmuje. Na siedem, słyszę, kategoryj podzielono miejsca na cmentarzu. Głos z pod muru: Słuchajcie! Słuchajcie! Ciotka: Bo wiadomo! Paradniejsze miejsca im bliżej kaplicy i katakumbów, a już gdzieś po kątach. Nieboszczyk z katakumby: Za mnie wypadło 25 złotych od miejsca plus 20 od pomnika, razem 45. Ciotka: Bo po co było pchać się do katakumbów? Czy to ziemi mało? Nieboszczyk w szarej marynarce: A od czwartej kategorji ile? Nieboszczyk drugi: Poczekajcie kolego… zaraz obliczę. Pierwsza 25, druga 20, trzecia 15, czwarta…12 Tak, 12. A ,,od pomnika” 8, razem dwadzieścia złotych. Jednorazowo, proszę kolegi, jednorazowo! Bagatela. Za siódmą już tylko 5 i od pomnika 2. Siedem złotych. Nie ma o czem gadać. Głos z pod muru: Dobry sobie! Dla niego siedem złotych to… fiu! – a dla kogo innego fundusz. Babuleńka z pod drewnianego krzyżyka: Dobrze mówi! Dobrze mówi! Nieboszczyk we fraku: Wszystkoż nie mogę jeszcze połapać się. My tu przecie ,,na wieczne czasy”. Nie? Co? Jak? Nieboszczyk drugi: Myli się pan hrabia kompletnie. Teraz kupuje się miejsce tylko na 20 lat. Ciotka: Ach, mój Boże! Nieboszczyk drugi: Niech się pani dobrodziejka uspokoi. Jest przewidziana i kategorja ,,wiecznych” grobów (rozlegają się dokoła radośne potakiwania). Za ,,wieczny” grób płaci się tylko pięć razy tyle, co za terminowy. Nieboszczyk zegarmistrz: Co to znaczy ,,wieczny”? Czas to rzecz względna. Nieboszczyk drugi: (zgryźliwie) Pan Bóg na zegarek nie patrzy. Wieczność to wieczność. Ciotka: A nie prawda! Wieczny grób to znaczy nietykalny przez lat sto. Nieboszczyk felczer: Hi! Hi! Hi! A kto gwarantuje? Ciotka: Kto ma gwarantować? Rozumie się, że zarząd cmentarza. (Śmieją się wszyscy – że aż Nieboszczyk z katakumby zakrztusił się). Nieboszczyk pierwszy: Ciekawość jaką też ksiądz naznaczył opłatę za miejsce najparadniejsze? Jakiś głos: Dwa metry kwadratowe. Dwa na jeden. Drugi głos: Tak jest. To norma. Więcej nie potrzeba. Głos trzeci: I tak już ciasno na świecie. Jeszcze by się nieboszczycy mieli by się rozpierać! Ciotka: Franuś i Kostuśka informowali się. I na miejsca są kategorje. Za miejsce najparadniejsze, pierwszej kategorji, 500 złotych… (Ogólne poruszenie. Nawet słychać pokrzykiwania: O! O!) Ciotka: (ciągnie dalej coraz cieńszym głosem). W drugiej kategorji 250, w trzeciej 150 i tak dalej… w ostatniej kategorji wszystkiego 30. Ale za to w katakumbach… 700 złotych! Nieboszczyk z katakumby: Za moich czasów nic się nie płaciło. Nieboszczyk z pod strzaskanej kolumny: I za moich! Babuleńka: Za mnie tylko trzy ruble księdzu dali… a za pogrzeb pięć – i dobrze było. Nieboszczyk drugi: Cicho, cicho. Wszystko się uporządkuje. Grób, za który nie będzie wniesiona odpowiednia opłata do dnia 1-go września będzie skasowany, to znaczy zrównany z ziemią. (Zewsząd zrywają się przerażone okrzyki. W głębi niektórych mogił słychać gwałtowne kołatania. Na całym cmentarzu zapanowuje nastrój wiecowy). Nieboszczyk w kontuszu i przy karabeli: (ocierając oczy połą). Moi wszyscy powymierali. Ja byłem ostatni z rodu. Nikt już o mnie nie pamięta. Kto zapłaci! Kto zapłaci! Nieboszczyk w kolczudze z pod Grunwaldu: Nie przeżyję zburzenia mojego pomnika! Przez tyle lat przywykłem w piękną noc księżycową siadywać tu, na tej płycie grobowej… Ach! Sam zapomniałem własnego imienia i nazwiska, to komóż się zechce płacić 12 złotych plus 8 złotych za odrestaurowanie grobowca… nieznanego nieboszczyka. Ach!... Ach! (opiera się oburącz na miecz wbity w ziemię, pochyla głowę i pogrąża się w ciężką zadumę). Nieboszczyk w smokingu i w łapciach: Ledwie wydostałem się z Bolszewji. Synowie polegli na francuskim froncie; gdzie reszta rodziny nie wiem. Ludzie miłosierni tu mnie pochowali… Nikt z moich, ręczę, nie przeczyta ogłoszenia ks. Miłkowskiego… Do kasaty pójdę, do kasaty! Syrokomla: (który przechadzał się opodal po szerszej nieco ścieżce, zbliża się do rozmawiających). Proszę o głos! Wszyscy: Prosimy, prosimy, panie Ludwiku! Syrokomla: Niepotrzebnie sobie panowie i panie rozdrażniacie wątrobę. Ksiądz Miłkowski – wiadomo – ot, zgorącował się… Cmentarz w samej rzeczy zapuszczony… dachówki z muru odlatują… porozrastały się drzewa, krzewy… trzeba trzebić, oczyszczać, gracować… A tu pieniędzy skąd wziąć? Ot, i palnął ksiądz proboszcz od Św. Jana ogłoszenie w gazetach. Ale to tylko straszy. Grozi… Sam pewnie spostrzegł się… Gdzie tam ma przyjść do kasaty naszych mogił i pomników! Nieboszczyk z pod próchniejącego krzyża: Dobrze panu mówić, panie Dęborogu! Co do pana, to zawsze znajdzie się jaki Lucjan Uziębło, co panu nagrobek poprawi, wyszoruje, z mchu oskrobie, ba, nawet własnoręcznie opiele dookoła. Ale my… Prof. Euzebiusz Słowacki: (ukazując się z pomiędzy krzaków) Ot gęszczary! Ot wertepy! Poszedłem przejść się. Zabłądziłem. Nie mogę trafić do siebie! Syrokomla: (podając mu ramię) Chodź, panie profesorze, ja ciebie odprowadzę (do kompanji nieboszczyków) A panowie i panie nie wszczynajcie, radzę, niepotrzebnego hałasu. Ot, w samej rzeczy burza w szklance wody! Włos wam z głowy nie spadnie. Ks. Miłkowski nie żaden Herod. A gdy w Warszawie jeszcze z kilkanaście zmieni się gabinetów, to da Bóg, ziemia na Rossie otanieje… I nawet nieboszczykom lżej będzie… Nieboszczyk pierwszy: (z przekąsem) Już to pan Ludwik jak w politykę zajedzie… Kilka głosów: Do ziemi! Do ziemi! Już dnieje! Już dnieje! Kogut – w samej rzeczy – pieje gdzieś za murem cmentarnym. Po kilku chwilach zapanowuje na Rossie głęboka cisza. Dookolusieńka nie ma żywego ducha. Jasność porankowa wzmaga się.
(Słowo. 1926. Nr. 189, str. 2-3, autor – Czesław Jankowski)
|
|