W cieniu skrzydeł (Jan Tulik, Miejsce Piastowe, Polska)
Zapach akacji? Może, może gdzieś nad Wilejką rośnie akacja, a czerwiec porą jej kwitnienia. Lekki wietrzyk zdaje się powiewać z różnych stron. I każda smuga powiewu niesie do naszych nozdrzy inną woń. O, teraz otula nas jaśmin. Wyraźnie jaśmin! Odwróciliśmy głowy aby w pełni chwytać ów zapach. I nagle – tak, to już bez - pewnie spóźniony; może to bez turecki z warkoczami fioletoworóżowych kiści? Czy taki kolor morza w Jałcie widziała Anna z „Pani z pieskiem” Czechowa? Gdy nasze spojrzenia przeciął nieoczekiwany cień, spojrzeliśmy nieco zaniepokojeni po sobie, i w tym momencie szepnąłem: Anna to ty…
Obeszliśmy kolumnę dookoła, by wyraźniej widzieć stojącego na złotej kuli anioła dmącego w trąbę. Oboje mieliśmy przekonanie, że owa smuga cienia ma kształt skrzydeł; jakże by inaczej, był to cień anioła… Ale nie. Anioł stał wytężony jak zawsze, przedpołudniowe słońce rzucało na bruk wyraźną sylwetkę anioła, usta jego przyciskały do warg ustnik trąbki, pięknie stylizowany. Cisza i gromadzące się ciepło podpowiedziało nam: trzeba tu być wieczorem, po zachodzie słońca, zazwyczaj to czas pełni gromadzących się zapachów.
Przyszliśmy, ba, przytruchtaliśmy tu spod Ostrej Bramy, udając powolny spacer. Dyktowała nam to niecierpliwość – czy zapachy będą nadal wabić nasze zmysły? I czy dotknie nas anielski cień? Byłby to mały cud. Może wcale nie taki mały… I nagle – ale przecież na to czekaliśmy niby nie czekając – niemal na gęstych falach zapachów wypłynął cień anioła. Na pewno anioła! Lecz pojawił się z innej strony, jakby nagle wychynął z zorzy po słońcu, za przykrytym już połami kamienic, już za horyzontem. Cień sunął nagle, przeciął na pół kolumnę i równie nagle zniknął. Ale był to chyba inny cień, jakby cień płynącego człowieka, jakby człowieka skaczącego w odmęty wód. Wyciągnięte przed siebie dłonie przypominały cień anioła, jednak nie tego dumnego, niemal rycerskiego anioła z kolumny. Czyli doznaliśmy szczęścia anielskiego cudu. Obiecaliśmy sobie, nic nie mówiąc, a to także jakiś drobny cud, że na pewno tutaj powrócimy.
Nazajutrz po nocnej burzy poranek był zalany deszczem. Dziwne, zapach pojawił się w momencie, gdy przeleciał cień. Tak pachną anioły… Jakim sposobem? Przecież każdy cień pochodzi od światła. Nawet w mroku nocy liczne latarnie tworzą cienie: przedmiotów, ludzkich sylwetek.
Na czarnym niebie pojawił się złocisty punkt. Zapewne to stamtąd wydrapuje się księżycowa jasność. A tej nocy jest blisko pełni, wczoraj księżyc miał kształt litery D, więc dużeje, wzrasta, wypełni się na całą srebrzystą tarczę. Właśnie stamtąd błyskawicznie pojawił się nad nami cień anioła, bo już nic nie mówiąc ustaliliśmy, że to anielski cień, zatrzymał się nad nami i poszusował na prawo.
Czy dał znak, że należy podążać za nim? Dziwne, bo w tym jakby momencie sklepienie niebieskie zmatowiało zupełnie, jakby ziemię zlał ołowiany popiół. Zapachy wiosenne stonowały się, nie dało się rozpoznać czy to jaśminy, bzy… Szelest wokół naszych głów okazał się szmerem, raczej pochodzącym z niewiadomego źródła szeptem: znika zapach anioła. Mimo tej ciemności ponownie pojawiło się anielskie skrzydło. Jak to możliwe – cień w taki mrok? Przeszliśmy obok milczących świątyń…. I anielskie skrzydła nad nami zawirowały i popłynęły w inną jakby ulicę. Szliśmy za tym wskazaniem. Uznaliśmy, że wielkie Coś, w postaci skrzydeł, prowadzi nas we właściwe miejsce. I zapachy powróciły. Wabiły nasze zmysły. Lekki poszum zdawał się jaskrawieć, wprost istnieć, zdawało się, że to falujące łany zbóż, choćby traw nas wabią. Po pewnym czasie wszystko zaczęło się oddalać, zapachy wygasały. I w tym momencie znów zdecydowany lot anielskiego cienia przeszył mrok ale jakby wskazał nam dalszą drogę. Wiosenne wonie zaczynały powracać, jaśminy aż dusiły nasze płuca. Jakby nieoczekiwanie dotarliśmy do Rossy.
Tu zaznaliśmy cudu. Na miejscu anioła pojawił się słup pustki – o, tak można to nazwać. Na nagrobnej płycie jaśniała pusta przestrzeń. Lecz miała swoją barwę – porannego brzasku. Nagle osiadł na płycie cień naszego anioła, jakby naszego anioła stróża. Cień sprężyście wskazał skrzydłami ciemne niebo, to był przecież cień postaci, która zdawała się nam niedawno nurzać w fale wody – może w strugi Wilji, która jak błękitny miecz tnący miasto na pół. Ale i mknący zygzakiem, niby szlak błyskawicy, pomiędzy kamienicami, wzgórkami miasta.
Na grobowcu stanął pełen godności anioł. To on nas prowadził od Zarzecza aż tutaj. Czyli do siebie… Jaki tym zabiegiem dał nam znak? Przecież nie mógł to być przypadek. By cień i nocą nas prowadził. Przecież każdy cień ma swego ojca, światło. Ojcem cienia jest światło. Tak. Otrzymaliśmy cud Światała. A to zobowiązuje…
(Głosowanie uczestników konkursu do 7 lipca, godz. 23:59 czasu litewskiego)