Czarny Anioł (Donata Witkowska-Kowal, Starachowice, Polska)
Działo się to jeszcze za Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Na rogatkach Wilna mieszkał Józef z żoną Marianną. Byli to dobrzy i pogodni ludzie, żyli z sąsiadami w zgodzie. Do szczęścia brakowało im tylko dzieci.
Na początku marca Józef wracał z jarmarku. Przedwiosenna plucha przechodziła w śnieżną zadymkę. Mijał kapliczkę świętej Rozalii. Uchylił czapkę i wielce się zdziwił. Pod krzyżem leżało zawiniątko, a w nim niemowlę. To był prawdziwy cud, że nie zamarzło. Owinął biedactwo kożuchem i przywiózł do chałupy. Jego żona przytuliła chłopca do serca i został z nimi. Na chrzcie dali mu na imię Kazimierz, bowiem został uratowany w uroczystość tego patrona.
Kochali Kaziuka jak rodzonego syna. Chłopiec wyrósł na dobrego człowieka. Minęło mu dwadzieścia wiosen, kiedy na Litwę dotarło morowe powietrze i rozpanoszyło się błyskawicznie. Nie oszczędziło bogatych i biednych, mędrców i prostaczków, szlachty i mieszczaństwa, duchownych i chłopów.
Drugiego roku zaraza wyciągnęła łapy po Józefa i Mariannę. Młody Kaziuk stracił sens życia i czekał na koniec. Postanowił pomagać grabarzowi. Zmarłych zawijali w płótno i zawozili za miasto. Grzebali ich u podnóża Górki Anielskiej.
Na początku trzeciego roku epidemia zabrała grabarza. Kaziuk przejął jego profesję. Ludzie zaczęli szemrać, że zawarł pakt z diabłem, bo oddychając morowym powietrzem nie zachorował, a przecież dotykał kostropatych ciał.
Nikt nie wiedział, że od dnia jego narodzin czuwała nad nim święta Rozalia, pod której stopami Hanutka, służąca z zamku, pozostawiła nieślubnego syna. Widziała jak Józef znalazł maleństwo. Czuła, że to dobry człowiek. Inny pozostawiłby dziecko na pastwę bezpańskich psów. Odprowadziła wzrokiem odjeżdżający wóz i poszła nad brzeg Wilii, z wielkim kamieniem w padołku rzuciła się do wezbranej rzeki. Wzruszone nimfy przyjęły ją do podwodnego królestwa.
W mgliste wieczory wychodziła na brzeg i podpatrywała chłopca. Była szczęśliwa, że jej syn trafił do kochającej rodziny.
W połowie marca ziemia rozmarzła. Hanutka schowana w gęstej mgle wypatrywała wozu. Kaziuk przed kapliczką świętej Rozalii pomodlił się o wieczne odpoczywanie dla rodziców i o ustąpienie zarazy. Czyniąc znak krzyża na dłoni zauważył czarną plamę. Wiedział, że niebawem dołączy do Józefa i Marianny. Zanim skończył pacierz poprosił, żeby był ostatnią ofiarą epidemii. Hanutka zadrżała z przerażenia. Oddałaby za niego życie, jednak nie mogła, bo jako samobójczyni zawieszona była w niebycie, między ziemią a niebem. Chłopak pojechał na cmentarz i usiadł pod krzyżem. Czuł, że nadchodzi koniec jego ziemskiej wędrówki. Nagle zza drzew wyłoniła się biała postać. Pomyślał o aniele, który zawiedzie go do raju. Twarz nieziemskiej istoty wydawała się mu znajoma. Jakby widział ją w przeszłości nad rzeką, w której łowił ryby. Hanutka upadła na kolana i zawodziła nad umierającym synem. Skóra chłopaka robiła się czarna jak smoła. Czy łzy przeklętej mogły skruszyć Boga?
Kaziuk leżał w gorączce przez całą noc. Nad ranem odzyskał przytomność. Opadła mgła, a zza drzew wyszło słońce. Usłyszał bijące dzwony i pomyślał, że jest już w niebie. Rozejrzał się dookoła i przestraszył się, bo zobaczył nad sobą Czarnego Anioła. Nikt nie potrafił wytłumaczyć skąd wzięła się figura. Tego dnia zarazę rozwiał wiatr. Ludzie mówili, że Bóg ulitował się nad mieszkańcami Wilna, a może zlitował się nad Hanutką i zerwał pęta popełnionego przez nią grzechu? Kaziuk opowiadał swoim wnukom o Białym Aniele, który pochłonął morowe powietrze i stał się czarny. Dlatego pozostał na ziemi, bo nie mógł wrócić do nieba.
Do dnia dzisiejszego Czarny Anioł stoi w tym samym miejscu, na Rossie.
(Głosowanie uczestników konkursu do 7 lipca, godz. 23:59 czasu litewskiego)