Legenda o aniele śmierci z wileńskiej Rossy (Aneta Lejwoda-Zielińska, Bogoria, Polska)

Zadania, które powierzał mu Wszechmogący, nigdy nie należały do łatwych. Z czasem jednakże przywykł do obowiązków anioła śmierci, a nawet można śmiało rzec, iż je polubił, i nie wyobrażał siebie w innej roli. Mijały wieki, a on wypełniał Boże zlecenia z zaangażowaniem równym temu, które towarzyszyło mu na początku anielskiej kariery. Działo się nazbyt wiele, by mógł kiedykolwiek uskarżać się na nudę czy bezczynność. Ledwie co ukończył jedno zadanie, a Wszechmocny już mu powierzał kolejne, równie skomplikowane, wymagające od niego nie mniej rozwagi, sprytu i taktu niż poprzednie. Ludzkie dusze, choć wszystkie zbudowane z tej samej najsubtelniejszej materii eterycznej, stanąwszy oko w oko z Nieuniknionym, zachowywały się jednako. Tylko nieliczne z chęcią opuszczały udręczoną trudami życia powłokę i bez cienia żalu wzlatywały ku niebu. Większość tak się zrosła z ciałem, tak doń przywiązała, iż nie raz, nie dwa zmuszony był używać podstępu, a nawet siłą wywlekać je z doczesnej powłoki, aby poprowadzić do niebiańskiej bramy, gdzie Święty Piotr i anieli czekali już nań z bochnem dobrze wypieczonego chleba i szczyptą soli. Dopiero wtenczas otrząsały się z tego, co ziemskie, i ochoczo biegły na niebiańskie błonie, by tam sycić się wiekuistym szczęściem.

W wolnym czasie nasz bohater - a musisz wiedzieć, drogi czytelniku, iż takich chwil było niewiele – przemierzał ziemię, by przypatrzeć się ludziom. Nie mógł pojąć, dlaczego tak kurczowo trzymają się życia. Wszak ono jest jak jedno mgnienie oka, bardzo kruche, wypełnione ciągłymi wyborami i cierpieniem. Mimo to, gdy pojawiał się przed umierającym w czarnej szacie, z kapturem naciągniętym nisko na pogrążoną w mroku twarz, z szeroko rozłożonymi skrzydłami, nie dostrzegał w gasnących oczach radości, lecz zawsze ten sam bezbrzeżny smutek i pragnienie pozostania na świecie choć chwilę dłużej, nawet jeśliby ta okruszynka czasu miała być wypełniona tylko bólem.

Pewnego razu, wędrując po świecie, zapędził się do Wilna. Długo fruwał nad miastem, obserwując toczące się w dole życie, aż w końcu postanowił zniżyć lot i zajrzeć przez rozświetlone okno do wnętrza starej kamienicy zamieszkanej przez zamożną, szlachecką rodzinę. W niewielkim salonie, urządzonym z wyszukanym smakiem, ujrzał młodą kobietę, która tańczyła do muzyki sączącej się ze stojącego na komodzie gramofonu. Kroki stawiała z lekkością i naturalną swobodą, zdając się unosić nad podłogą niczym motyl nad wonnym kwieciem. Śmiała się przy tym tak szczerze i beztrosko, iż anioł nie mógł od niej oderwać wzroku. Widok tańczącej dziewczyny napełnił jego serce uczuciem, jakiego nigdy dotąd nie odczuwał. Odtąd przylatywał pod rozświetlone okno co dzień i trwał przy nim póty, póki piękna tancerka nie udała się na spoczynek. Pewnego jednak razu nie zastał jej o czasie w salonie. Cóż mogło się wydarzyć? Pytał sam siebie, a nie znajdując odpowiedzi, przeniknął przez ścianę do wnętrza mieszkania. Nie szukał długo…

Leżała bez sił w łóżku, z trudem łapiąc oddech. Delikatna twarz, nie tak dawno jeszcze rumiana i pełna blasku, w ciągu zaledwie kilku godzin zmizerniała, stając się blada niczym pergamin. Ręce, którymi tak wdzięcznie poruszała podczas tańca, teraz leżały bezwładnie wzdłuż ciała, a serce z każdym uderzeniem biło coraz słabiej i ciszej. Jej dusza powoli opuszczała ziemską powłokę, żegnając się z tym, co było dlań najdroższe. 

Gdy wiódł ją do niebieskich wrót, gdzie Święty Piotr czekał już nań z bochnem chleba i szczypną soli, cierpiał katusze, niełatwo mu było bowiem pogodzić się ze stratą ukochanej.

Odtąd co wieczór odwiedzał jej grób znajdujący się na wileńskiej Rossie. Pewien artysta uchwycił tę chwilę w rzeźbie. Oto nad nagrobkiem, w którym spoczywa niespełna dwudziestoczteroletnia Iza Salmonowicz, unosi się anioł śmierci odziany w czarną szatę przybraną liliami - symbolem nieśmiertelności, odrodzenia, czystości i niewinności, albowiem taka była miłość anioła do pięknej śmiertelniczki.

 

(Głosowanie uczestników konkursu do 22 czerwca, godz. 23:59 czasu litewskiego)