D. Lewicki: Chciałem przybliżyć historię pomników, których nikt nie zauważa
W rozmowie z Iloną Lewandowską Dariusz Lewicki, członek Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą, opowiada o swojej książce „Mroczne historie z Cmentarza na Rossie”.
Ilona Lewandowska: W ostatnich dniach ukazała się Pana debiutancka książka, zatytułowana „Mroczne historie z Cmentarza na Rossie”. Skąd pomysł na przedstawienie historii cmentarza w taki sposób?
Dariusz Lewicki: Zastanawiałem się, w jaki sposób teraz warto pisać o cmentarzu na Rossie, który w tym roku kończy 220 lat. W tym czasie był on zbadany wieloaspektowo przez naukowców i bardzo wiele o nim napisano, tak ze strony litewskiej, jak i polskiej. Pomysł pojawił się, gdy założyłem profil Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą na Facebooku. Zacząłem publikować różnego rodzaju ciekawostki, które odnalazłem i spotkałem się z bardzo pozytywnymi reakcjami. Zarówno prezes komitetu Dariusz Żybort, jak i członkini Alina Obolewicz zachęcali mnie, bym napisał coś więcej na podstawie takich ciekawostek. Pomyślałem, że warto opisać takie nietypowe, czasem mrożące krew w żyłach zdarzenia z wileńskiego cmentarza na Rossie, by dotrzeć do tych odbiorców, których nie interesują książki naukowe czy biografie słynnych ludzi.
Pracując nad książką, chciał Pan tylko zaciekawić czytelnika, czy też miał Pan jakieś swoje przesłanie?
Na pewno chciałem przybliżyć historię tych mniej znaczących pomników, których nikt może nie zauważa. Zwykle znajdują się chętni do odnowienia nagrobków znanych, zasłużonych osób, o wiele trudniej jest znaleźć środki na nagrobek osoby, która nie przeszła do historii. Przekonałem się o tym kilka lat temu, gdy pojawili się potencjalni mecenasi renowacji pomników. Zaproponowaliśmy im jako komitet konkretne nagrobki, ale oni stwierdzili, że nie dadzą nam środków, bo chcieliby odnowić jakiś pomnik w bardziej reprezentacyjnym miejscu, gdzieś przy kaplicy, gdzie byłby widoczny zapis o sponsorach… Poprzez swoją książkę chciałem więc też zwrócić uwagę na tę mniej reprezentacyjną część cmentarza, przywołać historię konkretnych ludzi, którzy tu spoczywają.
Jak długo zbierał Pan informacje do książki? W jaki sposób udało się dotrzeć do tych dawno zapomnianych historii?
Rossą interesuję się od dawna. Do komitetu wstąpiłem w 2013 r. na zaproszenie pani Alicji Klimaszewskiej. Po raz pierwszy temat cmentarza na Rossie zainteresował mnie jeszcze w czasie studiów. Studiowałem archeologię i dziedzictwo kulturowe i podczas pisania pracy magisterskiej o kościele Opatrzności Bożej na Dobrej Radzie, przeglądałem dzienniki z dwudziestolecia międzywojennego i tam bardzo często pojawiał się temat Rossy. Już wtedy zacząłem zbierać materiały na temat cmentarza z prasy i po prostu czekały one na odpowiedni pomysł na wykorzystanie. W 2020 r., gdy Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie” ogłosiła konkurs ofert projektów na rok 2021, pomyślałem, że to dobry czas, by wydać książkę na podstawie historii, które 100 lat temu były tematem nr 1 prasy, a dziś są już zupełnie zapomniane. Poszedłem do Biblioteki Wróblewskich i zacząłem przeglądać gazety z okresu międzywojennego i okazało się, że tych historii jest bardzo wiele. Korzystałem również ze strony polona.pl. Posłużyłem się też dostępnym online inwentarzem cmentarza, który stworzyli Anna Sylwia Czyż i Bartłomiej Gutowski. Przejrzałem go, szukając zapisów o tragicznych okolicznościach śmierci, a potem poszukiwałem informacji w prasie. Większość wydarzeń pochodzi przeważnie z dwudziestolecia międzywojennego. W ówczesnej prasie były tematem top, dzisiaj jednak są już zapomniane.
Mroczna jest nie tylko treść, lecz także wizualna strona książki…
Tak, okładka jest ciemna, zdecydowałem się również na białe litery na czarnym tle. Na taki styl trafiłem przeglądając dostępne książki i bardzo mi się spodobał. Swój pomysł konsultowałem z kilkoma osobami, zdania były różne, ale ostateczną decyzję podjąłem po naradzie z drukarnią, której spodobał się taki pomysł. W książce wykorzystaliśmy również oryginalne ilustracje Tomasza Kadziewicza – grafika, z którym komitet współpracuje od dawna, oraz rysunki Grigasa Poliakasa. Zdjęcia cmentarza zrobił natomiast mój tata. Nie wszystkim jednak taka szata graficzna się podoba. Ze względu na ten mroczny charakter usłyszałem niemało krytyki, za którą jestem wdzięczny, bo na pewno jest potrzebna. Początkowo chcieliśmy przekazać 20% dochodu z książki na Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki, a 80% miało być przekazane na renowację pomników. Po przejrzeniu książki s. Michaela zadzwoniła do mnie, z prośbą, by całość zebranych pieniędzy przekazać na renowację pomników, bo – jak powiedziała „ta książka jest tak mroczna, że nie widać w niej żadnego światełka” i hospicjum woli zrezygnować z tej darowizny. Wielu osobom nie spodobał się także zapis o nakładzie, wskazaliśmy 666 egzemplarzy… Myślałem, że to dobry pomysł, ale chyba rzeczywiście w tej sprawie trochę się pospieszyłem… Cóż, to moja pierwsza książka, więc przysłuchuję się uważnie wszystkim sugestiom.
Książkę poświęcił Pan swojej mamie i babci…
Tak, to nie jest łatwa książka do czytania, bo opowiada o trudnych wydarzeniach, śmierci w tragicznych okolicznościach, dlatego chciałem ją poświęcić osobom, które bardzo wiele dla mnie znaczą. Moja mama zmarła, gdy miałem 16 lat, co bardzo przeżyłem i można powiedzieć, że jest to dedykacja z głębi serca.
Gdzie można nabyć książkę?
W sprawie otrzymania publikacji prosimy pisać na e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
(Kurier Wileński. 2021. Nr. 136, s. 6-7)