Izabela (Basiejko Ewa, Gdynia, Polska)

    Iza nie mogła zasnąć. Długo wierciła się w łóżku, ale sen nie przychodził. W końcu dała za wygraną, zapaliła światło i zdjęła z półki książkę. Okładka była miła w dotyku. Złote litery układały się w tytuł „Rossa – Górka Anielska”.
    Kiedy wiele godzin później pierwsze promienie słońca wpadły do pokoju, Iza kończyła czytać ostatnie słowa. Zgasiła lampę i zasunęła ciemne zasłony. Powieki ciążyły jej. Ledwo przekroczyła próg jawy i snu, a już wędrowała w kierunku cmentarza na Rossie. Na poboczu drogi ujrzała piękną dziewczynę. Taką trochę nie z tej epoki albo nie z tego świata. Dziewczyna uśmiechnęła się i nic nie mówiąc, dołączyła do Izy. Kiedy doszły do bramy cmentarza, nieoczekiwanie odezwała się.

- Opowiem ci historię – powiedziała głębokim, miłym głosem. - Był rok 1877... Dziewczyna przerwała na chwilę, jakby się namyślając, a potem, nie patrząc na Izę mówiła dalej.
- Dziewczynce dali na imię Izabela. Była dzieckiem słabego zdrowia, kruchym jak kryształowa szybka. Trzeba było na nią chuchać i dmuchać, by nic jej się nie stało. Izabela dzielnie walczyła o przetrwanie. Rosła, piękniało nie tylko jej ciało, ale i dusza. Naturę miała romantyczną. Dużo czasu spędzała na okolicznych łąkach. Zrywała kwiaty, plotła z nich wianki i rozmawiała z ptakami. Czasem, kiedy siadała wśród kwiatów, jej wnętrze nagle spowijał mrok. Czarne chmury zasłaniały słońce i przeszywał ją dreszcz zimna, niezrozumiałego smutku. Otuchy dodawała jej poezja. Swoje radości, smutki i tęsknoty układała w wersy. Przysiadając na brzegu lasu, czytała swoje wiersze wszystkiemu, co ją otaczało. Kochała naturę i czuła się z nią silnie związana.


   Dziewczyna znów przerwała opowieść. Przez chwilę szły razem w milczeniu.
- Przyszedł taki czas, kiedy poczuła inną miłość - powiedziała z nutką smutku w głosie. - Taką, która trzepotała się w jej słabym sercu, jak ptak ze złamanym skrzydłem. Najpierw była zdziwiona, później radość ogarnęła całą jej istotę. Dawała upust tej radości tańcząc w wieczornej mgle nad brzegiem jeziora. Liście tataraku pochylały się ku niej z ukłonami zachwytu. Niestety, wybranek jej serca nie do końca
odwzajemniał jej uczucie. I tak pojawiła się niebezpieczna rysa na kruchym szkle.
   Zbliżało się Święto Rossy – pełna świateł, kwiatów, ziół i dziwów noc świętojańska. Iza, uplótłszy wianek z rozmarynu i dzikiego rozchodnika, udała się na poszukiwanie kwiatu paproci. Teraz już tylko w nim pokładała nadzieję. Samotnie weszła w oświetlony srebrem księżyca las. Przedzierała się przez wysokie trawy i chaszcze jeżyn. Gnało ją pragnienie szczęścia. Kiedy osłabła z sił, napiła się orzeźwiającej wody ze strumyka. I przy jego szemrzącej pieśni wyruszyła dalej.
   Nagle kojąca pieśń strumyka się urwała, a na jej miejsce pojawił się odgłos zbliżającej się burzy. Niebo poczerniało i las pociemniał. Iza zadrżała na odgłos pioruna. W świetle błyskawicy ujrzała Czarnego Anioła przybranego w szatę zdobioną w lilie. W dłoni trzymał piękny, majestatyczny kwiat. Wyciągnął rękę ku Izabeli, a ona go przyjęła. W tym momencie pękło jej serce. Zadrżała ziemia i rozerwały się ogniwa łańcucha łączącego Izabelą z tym światem.


   Głos opowiadającej umilkł. Iza rozejrzała się wokół, ale nigdzie jej nie dostrzegła. Podniosła głowę i zobaczyła czarnego anioła z brązu. Zdobną w lilie fałdą szaty delikatnie muskał płytę grobu.

 

Podoba Ci się? - ZAGŁOSUJ! https://www.facebook.com/rossa.wilno 

(od 11 czerwca, godz. 9:00 czasu litewskiego do 13 czerwca, godz. 21:00 czasu litewskiego)